Pawcio Chwalipięta ma dla was nowe komunikaty.
Dostałem się na matematykę na Uniwersytecie Gdańskim. Właściwie "dostałem się" to określenie niewłaściwie oddające sytuację. Rozniosłem konkurencję w proch, zajmując czwarte miejsce na liście osób wstępnie przyjętych. Owych jest 130, a za nimi jeszcze odrobina niezakwalifikowanych. Trójka śmiałków, która znalazła się przede mną, albo złoży broń i odejdzie w pokoju, tak jak Panbuk nakazał, albo pozna mój Gniew Nieczysty. Po raz kolejny dowiodłem, jaki ze mnie niebywały jegomość. Właśnie doszliśmy z yahem do wniosku, że należałoby nakręcić o nas film biograficzny, gdzie yaha grałby Johnny Depp, a mnie Edward Norton. Film nazywać się będzie "Double Dragon" i opowiadać będzie o przygodach dwóch satików ryzykujących swoje życie każdego dnia.
Zrzucając na chwilę maskę Chwalipięty (a może zakładając maskę Pana Skromnisia), powiem wam, o bracia, że odczuwam lekki niedosyt, "odcinając kolejne kupony" od raz dobrze napisanej matury. A gdyby poszła mi źle i musiałbym z tym jarzmem zmagać się do końca życia? To mało prawdopodobne, ale jednak była jakaś taka maluśka opcja, tego pamiętnego dnia, 11 maja 2006. Bardziej satysfakcjonująco by było, gdybym pisał ją jeszcze raz i wtedy zmierzył się z młodzikami.
A teraz czas na trzeciego w dzisiejszej zabawie - Pana Marudę!
Chodzi o to, że nie jestem do końca przekonany do matematyki i biorę pod uwagę taką opcję, że i za rok powiem moim studiom "farewell". Nie wiem kompletnie, jakich ludzi spodziewać się na matmie. Dziś widzieliśmy z yahem, jak papiery składała pewna rozkoszna para hippisowskich fagasów. Powiem wam szczerze, że przy całej mojej afirmacji życia, fascynowaniu się widokiem chmur, gwiazd itp., hippisów nie trawię nadal. Po prostu nie lubię ich jako ludzi, ich "Woodstock-like", bezkrytycznej postawy. "Zabawiają sie w najlepsze, tak jakby na świecie nie istniało zło."
Cóż to będzie? Czas pokaże.