Codzienność
Nagle błysk, zobaczył przeszłość, wizja przelatywała przez jego umysł z niewyobrażalną prędkością, lecz to nie był jego pierwszy raz. teraz potrafił już bezbłednie wyłapac róznice, skończyła się tak szybko jak się zaczeła, podniósł się z klęczek, spojrzał na biurko sam niewiedział dlaczego, wizje się zawsze sprawdzały, ale cóż był tylko człowiekiem. Uniusł głowe wysoko, otworzył usta a z jego strun głosowych potoczyły się przekleństwa w paru językach tego swiata, oraz w paru całkowicie juz nie znanych lub zapomnianych. po jakiś dwudziestu sekundach uspokoił się, o ile mozna było sie uspokoic. Otworzył biurko, mozna było przypuszczać, że tam nzjadzie swój ukochany długopis do podpisywania płyt, nie było go, ani tam ani nigdzie indziej w pokoju. Domyślił się, bracia. Uderzył jak burza, w drzwi. Ten który próbował je barykadowac od środka odskoczył, aczkolwiek bardziej odbił się od nich gdyz lot jego chaotyczny był zdecydowanie, i wylądował na przeciwległeś ścianie. Drugi widząc tak miażdżacą porażke swego brata prewrócił stól i schował się za nim chowając się przed błyskawicami wściekłości rzucanymi przez najstarszego. To był jednak jego bład stołem zatarasował sobie jedyną droge ucieczki - na balkon. Mijały sekundy dym opadał, najmłodszy darł się w niebogłosy "pokój, pokój! nie zabijaj!". Do mojej otumanionej głowy jego wrzask docierał jako niknący gdzieś w dali szept, furia moja była nieokiełznana, lecz zagubiony gdzieś zdrowy rozsądek powoli, powoli powracał na swoje miejsce uspokajając mnie. Rozejrzałem sie po pokoju, w miejscu za mna, gdzie kiedyś były drzwi sterczały drzazgi, same drzwi znajdowały sięprawdopodobnie gdzie na ogródku sąsiada, co wywnioskowałem po wyrwie w oknie na przeciwko mnie. Bracia leżeli koło siebie, zatrwozonym wzrokiem patrząc na pogorzeliska swego pokoju. Wszędzie unosiły się opary palonego drewna, zapewne nadpaliły się drzwi na skutek prędkości nadanej im podczas "wejścia" do pokoju.